W sobotę 23.05 wzięłam udział w V Biegu Wisły. To był bardzo przyjemny bieg – piękna przyroda i do tego zaczęłam nabierać pewności, że godzinę w biegu na 10 km pożegnałam na dobre 🙂
Bieg rozpoczął się z opóźnieniem, o godz. 11:00. Planowy start miał być o godzinie 10:30, jednak dużo osób przyszło już po godz. 10:00 i nie udało się wydać wszystkim pakietów przed pierwotną godziną startu. Na linii startu stanęło ok. 1000 biegaczy. Sygnał do startu dał zastępca prezydenta miasta st. Warszawy Jarosław Jóźwiak wraz z Komendantem Komisariatu Rzecznego Policji mł. insp. Markiem Gago oraz Prezesem Sekcji Strzeleckiej LEGIA Robertem Matrackim.
Start był zlokalizowany na 517 km Wisły, na wysokości kolektora burzowego, po prawej-praskiej stronie. Trasa prowadziła początkowo na północ w stronę Mostu Grota Roweckiego, następnie była zmiana kierunku po dość długim łuku i bieg w kierunku południowym, pod Mostem Gdańskim, a następnie Śląsko-Dąbrowskim. Kanał Portu Praskiego pokonać trzeba było mostem pontonowym, rozstawionym specjalnie na ten bieg. Dalej biegliśmy kolejno pod Mostem Świętokrzyskim, Średnicowym i Poniatowskim. Linia mety znajdowała się na plaży przed Mostem Łazienkowskim. Trasa liczyła ok. 10 km – mój zegarek pokazał 9,41 km. Nie było oficjalnego pomiaru czasu. Udział w biegu był bezpłatny.
Na bieg pojechaliśmy razem z Bratem nr 1 najpierw tramwajem, a potem rowerami Veturilo, które wypożyczyliśmy ze stacji znajdującej się w pobliżu wejścia do warszawskiego ZOO. Organizatorzy zapewnili taką możliwość – w miejscu startu czekała polowa stacja rowerowa, gdzie można było zostawić rower. Przejechaliśmy w ten sposób ok. 1,5 km.
Stacja standardowa vs stacja polowa rowerów systemu Veturilo
Dotarliśmy na miejsce tuż przed 10:00. Nie było wtedy jeszcze dużych kolejek, stopniowo przybywało jednak biegaczy i żeby wszyscy spokojnie odebrali numery i pakiety startowe Organizatorzy zdecydowali się na opóźnienie startu. Przynajmniej był czas, żeby zrobić zdjęcia z widokiem na Wisłę 😉
Centrum Warszawy było widać jak na dłoni 😉
W pakiecie startowym był numer startowy, izotonik Powerde, dwie koszulki – bawełniany pamiątkowy T-shirt oraz koszulka techniczna bez rękawów od PZU. Depozyt był mobilny – znajdował się w… ciężarówce Star, ponieważ start i meta biegu znajdowały się w innym miejscu.
Trasa biegu tuż nad Wisłą była bardzo przyjemna. Nawet nie wiedziałam, że nad Wisłą od praskiej strony jest taka piękna ścieżka spacerowo-rowerowa. Polecam Wam wybrać się nią na spacer.
Założenie na ten bieg miałam proste – pobiec poniżej godziny. Skoro udała mi się już raz ta sztuka, to chciałam to powtórzyć. Start jak zwykle miałam wolniejszy, jednak w okolicy miejsca startu, które mijało się po drodze (czyli po ok. 3 km), zegarek zaczął pokazywać średnie tempo poniżej 6:00 min/km. Udało mi się utrzymać je do końca 🙂 Na mecie miałam czas 55:12 przy średnim tempie 5:52 min/km. A to oznacza, że gdyby trasa liczyła 10 km, to zapewne pobiłabym swoją życiówkę z
Biegu OSHEE na OWM 2015 (00:59:14) i miałabym czas 58:40 🙂 Żegnaj go(a)dzino!;)
Po drodze liczyłam sobie w myślach mosty i odliczałam – jeszcze 5, jeszcze 4, jeszcze 3… itd. Dobrze, że nie był to o jeden most za daleko i dałam radę 😉 Trochę dziwne uczucie miałam, gdy przebiegałam pod mostem Średnicowym, gdy przejeżdżał im pociąg. W końcu nade mną przetaczało się tyle ton żelastwa i nie dokonywało się to w ciszy 😉
Na mecie czekały piękne medale w kształcie kotwicy oraz woda. Dzięki sponsorom nie zabrakło nagród dla najstarszego i najmłodszego uczestnika biegu, 82-letni Tadeusza Andrzejewskiego oraz 9-letniego Maxa Kucińskiego. Dodatkowo prowadzony był konkurs na najciekawszy strój związany tematycznie z Wisłą. Była m.in. syrenka 🙂
Pogoda dopisała, trochę kropiło w czasie biegu, ale trasa w większości prowadziła pod drzewami, które osłaniały przed deszczem. Trochę zmokłam, ale nie było mi zimno 🙂
Z medalem. Kotwica zdobyta 🙂
Medal z Sopotu też załapał się na sesję na plaży. Przyszedł do mnie pocztą, więc wcześniej nie miał okazji posmakować piachu 😉
Medal z PKO Półmaraton Sopot
Do domu wróciłam także rowerem Veturilo po krótkim spacerze z linii mety do stacji rowerowej pod Mostem Poniatowskiego, dorzucając 12 km do dobiegającego właśnie końca
European Cycing Challenge 🙂
Widok na Wisłę z Mostu Poniatowskiego
Gdy szliśmy z Bratem wzdłuż Wału Miedzeszyńskiego było mi trochę zimno, zrobiłam więc sobie ze swojego komina-chusty… czapeczkę 🙂 Polecam Wam takie kominy – mają wszechstronne zastosowanie – mogą służyć jako szalik, jako czapka, jako kominiarka, czy też „frotka” do ocierania potu z twarzy… Można go mieć przy sobie po prostu oplątując wokół nadgarstka. Jest lekki, więc nie przeszkadza w trakcie biegu.
Bardzo chętnie wrócę na trasę Biegu Wisły za rok 🙂
Dodaj komentarz