Na tym filmie byłam już jakiś czas temu. Wyciągnęłam Męża do kina i choć Przyjaciółka, gdy jej powiedziałam na jaki film się wybieramy, stwierdziła, że to chyba nienajlepszy pomysł, bo to przecież babski film i się chłopak wynudzi (nie oglądała jeszcze wtedy tego filmu), to on wcale na znudzonego nie wyglądał. Ale ja nie o tym chciałam… Choć może trochę i o tym, bo już na wstępie chciałam zaznaczyć, że to wcale nie jest film „babski”, czyt. tylko dla kobiet.
„Jestem taka piękna” z rewelacyjną według mnie Amy Schumer w roli głównej to film, który każdy zobaczyć powinien.
Większość rzeczy, które uważamy w sobie za niedoskonałe… widzimy tylko my sami!
Wystarczyłoby przestać być swoim wewnętrznym krytykiem i surowym sędzią w osobistym konkursie piękności, aby uwolnić się od kompleksów. Warto więc spojrzeć na siebie bardziej łaskawym okiem i pokochać siebie takim jakim się jest.
To nie uroda, czy nienaganna figura, określa naszą wartość. Jej posiadanie nie uwalnia od problemów i nie czyni nas z automatu szczęśliwym. W pogoni za pięknym „ja” zewnętrznym łatwo też stracić z oczu to co ważne i zatracić siebie.
Film bawi i wzrusza, jest świetnie zagrany. Rola Avery LeClaire w wykonaniu Michelle Williams także znakomita. Z tym głosem, to ją akurat dobrze rozumiem 😂
Naprawdę warto poznać tę historię.
PS. Mimo nadprogramowych kilogramów staram się (ostatnio) na siebie patrzeć przychylnym okiem. Nie jest to łatwe. Czasami patrzę w lustro i najzwyczajniej w świecie mam ochotę się rozpłakać…
Ten wpis nie powstał jako usprawiedliwienie mojej obecnej sytuacji, do której przecież sama doprowadziłam. Wcale nie chcę zostać tu gdzie jestem, ani też nie popadam w zachwyt nad nadwagą, bo ta ma przecież wpływ nie tylko na to jak wyglądamy, ale przede wszystkim na nasze zdrowie.
Po prostu doświadczyłam bycia w obydwu formach – i tej chudszej, i tej większej. I prawda jest taka, że jeśli będziemy patrzeć na siebie oczami innych, to najpewniej nigdy nie sprostamy ich oczekiwaniom.
Kiedy dużo biegałam i byłam szczupła, ciągle słyszałam że jestem za chuda, albo jakieś żarty z tego, że jadłam sałatki… Teraz, gdy jestem (znowu) gruba, to znowu słyszę (od tych samych osób), że jednak mogłabym się trochę odchudzić… Ciekawe ile jest tym optymalnym „trochę”?
Jeśli jest coś w naszym wyglądzie co możemy i chcemy zmienić – to to zmieńmy. Tego czego zmienić nie możemy – starajmy się zaakceptować. Nie ma sensu dołować się i użalać nad sobą z powodu tego, że ktoś nam coś kiedyś powiedział. Jeśli nie będziemy siebie akceptować, to nawet, gdy już osiągniemy naszą wymarzoną wagę, będziemy szukać „dziury w całym”. Może zęby okażą się krzywe, a może nos za duży… A może coś się wydarzy, co sprawi, że wcale nie będziemy „happy”. Dlatego nie warto być dla siebie zbyt surowym. Lepiej uśmiechać się do swojego odbicia w lustrze. Wyglądu to nie zmieni, ale samopoczucie z pewnością 🙂

Dodaj komentarz