Kupiłam ebooka, bo już jakiś czas temu przerzuciłam się na tę formę wydawniczą. Nie dlatego, że uważam ją za lepszą. Przeciwnie, nic nie zastąpi kontaktu z „żywą”, pachnącą drukiem książką, przewracania stron, walki z pokusą by nie zajrzeć na tę ostatnią (w czytniku ebooków też niby można, ale trzeba się naklikać;)). Co więcej, w samolocie przy starcie/lądowaniu nie można czytać (choć nawet obiło mi się ostatnio o uszy, że ma się coś zmienić odnośnie korzystania z urządzeń elektronicznych w tym środku transportu, ale empirycznie nie doświadczyłam) i… nie ma jak wziąć autografu od autora (chyba że na etui czytnika;)). Ebooki są dla mnie po prostu bardziej praktyczne – bo książki lubię mieć na własność, a na ich przechowywanie mam ograniczoną ilość miejsca (mieszkanie na kredyt, więc raczej małe;)). Czytnik zajmuje miejsca tyle co jedna niezbyt duża książka, a komputer i tak posiadam. No, ale nie o wyższości książek nad ebookami lub odwrotnie miałam pisać….;)
Mamy coś wspólnego
Dzięki lekturze książki miałam okazję poznać jej Autorkę bliżej. Mamy z Beatą nawet coś wspólnego – przekonanie o tym, że bieganie działa korzystnie na krążenie:) Biegam znaaacznie krócej od Beaty, ale podobnie mam wrażenie, że zimno nie dokucza mi tak jak wcześniej. A byłam strasznym zmarźluchem (właściwie to, obiektywnie rzecz ujmując, nadal jeszcze jestem zmarzluchem, ale na pewno mniejszym). I podobnie jak Ona zastanawiam się, czy to fakt, czy też tak tylko mi się wydaje i że to może jedynie siła sugestii i zmiana istniejąca wyłącznie w mojej głowie. Prawdziwa, czy nie – i tak tę zmianę lubię:)
Jednak się różnimy
Co nas różni? A np. to, że nigdy nie byłam sportowym typem, na w-fie raczej byłam średniakiem, podczas gdy Beata była aktywna od dziecka, najlepsza z w-f-u, trenowała nawet lekkoatletykę. Tylko to trenowanie sprawiło, że po drodze zgubiła radość biegania, tak bardzo, że w którymś momencie postanowiła, że już nigdy więcej nie będzie biegać. I jak pisze, od tamtej pory robiła wszystko, żeby tylko nie biegać, powtarzając nawet, że tego nienawidzi. Ale jak wiadomo, życie pisze najróżniejsze scenariusze, lubi płatać nam figle i po latach nienawiść przerodziła się w miłość. Od drugiego wejrzenia można powiedzieć. I całe szczęście, bo teraz tą reaktywowaną miłością może zarażać innych:)
Właściwa recenzja książki
Książkę czytało mi się bardzo przyjemnie i lekko. W trakcie lektury poprawiał mi się humor, dostawałam zastrzyk pozytywnej energii i nabierałam ochoty, żeby wyjść pobiegać. Bo i jak jej tu nie mieć, kiedy w książce dużo jest zdjęć pięknych miejsc, w których miała szczęście biegać Beata. Nawet w mojej czarno-białej ebookowej, epapierowej wersji zdjęcia oddają ich urok. Pustynia Atakama (Chile), Lofoty (Norwegia), czy Park Skaryszewski (Polska;))… Z nich wszystkich Park Skaryszewski (leżący co prawda na innym niż mój brzegu Wisły) wydaje się być najbardziej osiągalny, choć jeszcze w nim nie byłam. Pewnie się kiedyś tam wybiorę, bo Beata zaszczepiła we mnie ciekawość tego miejsca.
W książce, poza opisem osobistych biegowych przeżyć, doświadczeń, przemyśleń i przygód Beaty, znalazły się porady trenera Kuby Wiśniewskiego, medalisty Mistrzostw Polski w biegu na 3000 m z przeszkodami, współpracującego m.in. z miesięcznikiem Runner’s World. Porady spisane zostały w formie wywiadu. Od tego jak wybrać podstawowy sprzęt biegacza, czyli buty, po przygotowania do maratonu – wszystkie podane są przystępnie, czytelnikowi pozostaje tylko je stosować:)
Jak Beata sama napisała na swojej stronie beatasadowska.com – „To książka o radości biegania. O frajdzie, przyjemności, endorfinach. O tym, że każdy może. Wystarczy chcieć. I pójść na pierwszy trening. O bieganiu z psem. I bieganiu w ciąży. O biegowych porankach. I najpiękniejszych maratonach na świecie”. I dokładnie taka jest ta książka. Osobista, autentyczna, szczera. Fajna po prostu:)
Opis udziału w maratonach, których Beata ma na koncie kilkanaście, tylko utwierdził mnie w postanowieniu, żeby kiedyś zmierzyć się z królewskim dystansem. I też trochę wzruszył. Przypomniał mi moje emocje z przekraczania mety z pierwszych biegów, w których brałam udział.
Podsumowując: i jak tu nie biegać! i jak tu nie czytać?!:)
Dodaj komentarz