W niedzielę 21.09.2014 r. wzięłam udział w Bemowskim Biegu Przyjaźni (BBP). I choć kompletnie się tego nie spodziewałam zrobiłam swoją życiówkę:) Chyba udzieliła mi się atmosfera – w końcu był to bieg Przodowniczek i Przodowników Pracy;)
Tegoroczny BBP odbywał się pod hasłem: „200% treningowej normy dla lepszej formy”. Nie bardzo mogłam się pod nim podpisać, bo w tygodniu poprzedzającym zawody dopadło mnie przeziębienie i start w Biegu był pierwszym biegiem po chorobie. Na Bieg poszłam jednak w nadziei, że choć w tydzień formy nie da się wypracować, to w tydzień się jej nie traci;)
Klimat Biegu nawiązywał do czasów PRL, stąd ci Przodownicy. Po biegu można było odebrać pakiet towarów luksusowych na tzw. kartki:)
A w skład pakietu wchodził m.in. papier toaletowy Serwus;).
Załapałam się jeszcze na numer imienny z napisem Tow. Anna (warunkiem otrzymania imiennego numeru była internetowa rejestracja do 12.09.2014).
Pod Urząd Dzielnicy Bemowo, na tyłach którego zlokalizowane zostały start i meta, przyszliśmy z Bratem na piechotę (reszta pojechała już autobusem), pokonując szybkim marszem ok. 1,5 km. Rozgrzewkę przed bieganiem miałam więc zaliczoną. I dobrze, bo przybyłam na miejsce prawie w ostatniej chwili.
Trasa BBP liczyła 5 km (dwie pętle po 2500 m) i kluczyła po uliczkach Osiedla „Przyjaźń”. To osiedle drewnianych baraków powstało dla radzieckich budowniczych Pałacu Kultury i Nauki, a po zakończeniu budowy zostało przekazane warszawskim uczelniom. Obecnie w drewnianych domkach mieszczą się akademiki studenckie. Pętla składała się właściwie z kilku mniejszych „pętli”.
Może przez tę ilość zakrętów, a może dlatego, że nigdy w Osiedle się nie zagłębiałam (zdarzało mi się bywać jedynie na jego obrzeżach) nie bardzo mogłam się zorientować w którym miejscu trasy aktualnie się znajduję. Biegło mi się tego dnia wyjątkowo ciężko. Z upragnieniem, już na pierwszej pętli, wyglądałam punktu z wodą (bo nie wzięłam swojej wody – nauczka na kolejne starty – lepiej mieć ze sobą coś do picia). Po drodze zarejestrowałam tylko oznaczenie „4 km”, ale na pierwszej pętli niewiele mi to pomogło;) Za to łyk wody już tak:) W 2-3 miejscach trzeba było uważać na rozkwaszone na asfalcie jabłka, bo można było się na nich poślizgnąć.
Kiedy kończyłam pierwszą pętlę, zobaczyłam swoją rodzinkę. Mama chciała mi zrobić zdjęcie, nawet jej pomachałam, ale (jak się potem okazało) udało jej się uchwycić jedynie kawałek mojej nogi;) Kiedy przebiegałam pod bramą startową po 2,5 km czułam się tak jakbym już przebiegła 5 km. Pamiętam, że zdziwiłam się nawet, że zegarek pokazuje czas ok. 15 min. Biegłam więc dalej, z utęsknieniem wypatrując znaku z tym wcześniej zauważonym „4 km”. No i tego punktu z wodą. Kiedy go minęłam przyspieszyłam, bo zorientowałam się że może uda mi się osiągnąć czas ok. 30 min. I faktycznie się udało:) Uzyskałam czas netto 00:29:13, który jest moją życiówką. Po raz pierwszy „złamałam” 30 min na dystansie 5 km. Fajne uczucie:)
Pragnienie na mecie można było ugasić rozdawaną tam wodą, węglowodany uzupełnić kanapką z pieczywa chrupkiego, a biegowy wysiłek zostawał uwieńczony medalem. Była też okazja spróbowania napoju izotonicznego jednego ze sponsorów (także dostępnego na kartki;)), ale mi osobiście niezbyt on smakował.
Organizatorzy BBP zachęcali też do wzięcia udziału w konkursie na najciekawsze przebranie. Na trasie można więc było spotkać bufetową, wzorową uczennicę, a nawet przodowniczkę pracy w koszuli w kratę, w roboczych ogrodniczkach i berecie. Może w przyszłym roku i ja się przebiorę? Bo mam nadzieję, że to nie ostatnia edycja BBP:)
Po moim biegu kibicowaliśmy Bratu, który też zrobił swoją „życiówkę”. A potem wszyscy razem pojechaliśmy do Rodziców na niedzielny obiadek;)
Dodaj komentarz